jeden z tych najnowszych


„w cieniu słońca”


kiedy słońce zachodzi zamykam oczy
przenoszę wyobraźnię jak dziecko za rękę
na drugi brzeg opowieści o tym co czeka nas
w świecie gdzie człowiek wzrusza tylko ramionami

a pokój ogranicza się do pomieszczenia
chciałabym napisać o wszystkim co we mnie uśpione
obudzić co drzemie potrzasnąć od wewnątrz jak dojrzałą jabłonią
niech spadnę niech się posypią wszystkie owoce

niech rozdmucha się we mnie rozniesie
każda dobra myśl w każdy ciemny zakątek ziemi
podniosę powieki jak przebudzone świtem łodygi kwiatów
nastanie wszystko co się odstać musiało

fbt

nie lubię pestek w winogronach

pomyślałam o czymś czystym i bez przeszłości
o zerwaniu jabłka
kiści winogrona pomyślałam
o sobie w czyichś ramionach
jak pnącze

o przytulaniu i wiciu się
powolnym smakowaniu
o deszczu o wietrze
kiści winogrona
soku na ustach

o kwaśnych winogronach
Bukowskiego

wiersz z książki poetyckie “przekrój dwóch planet” wydawnictwo FONT publikacja we wrzesień 2022 r.

Dlaczego Natare?

Renata – nigdy nie podobało mi się moje imię, zbyt twarde i takie szorstkie, nie współgrałam z nim, nawet zdrobnienia jakieś zepsute skojarzeniowo, mam tu na myśli słynną Renię Rączkowską, ale  zacznijmy od początku, zaczęło się od filmu i Naty czyli Renaty bohaterki „Obywatela Piszczyka” http://www.filmweb.pl/search?q=obywatel%20piszczyk – w roli głównej Jerzy Stuhr i Maria Pakulnis (to nowsza wersja z 1988 roku, ja ten film pamiętam jeszcze z serii w „starym kinie” które uwielbiałam już od dzieciństwa, a w szczególności nieme kino).

Nata, Natuś, Nacia,Natka! pełna seria zdrobnień i to w jakim wykonaniu, scenerii i fabule.

Nick Natare powstał z czysto technicznych potrzeb, ponieważ „Nata” na portalu na którym pojawiły się moje pierwsze wiersze (www.piszewiersz.pl) był już zajęty.

Cała wersja filmu dostępna na http://www.youtube.com/watch?v=AJPHSkSUIXw, gorąco polecam.

A poniżej kilka tekstów dla/o/za/i przeciw Natare:

z potrzeby posiadania odzieży ochronnej marzyciel pisze do NatareJarosław Jabrzemski

potęga
dreamer versace
magiczny seks przy umywalce
łamańce na cztery palce
piątym mnie morduj inaczej
pokus nie zwalczę
stękam
a jeszcze tańczę

tożsame wieczory i ranki
bez kija
nie podchodź do kijanki
po piąte nie zabijaj
tak pięknie pachniesz
że natchniesz

otwartym nadzienie sprzyja

czarny i białyBogda Szydłowska

a mnie jest żal
po prostu żal
za utraconą bliskością
tęsknię
do prawdziwego człowieka
do którego nie mam
drogi

rozumiesz że zrobiłaś
nie to co mogłabyś
gdybyś tylko potrafiła
przyznać
że świat
to więcej niż dwa kolory

że świat to zmysły
mnożone przez możliwości

* Reni

Był jeszcze dramat!

„Swaty” Autor: Tadek BorowskiGatunek: Dramat, Dodano: 15 września 2013, 17:36:14, Tagi:  Nata Re sex miłość rozpusta

http://tadek-borowski.liternet.pl/tekst/swaty

Więcej tekstów nie mam na swoim twardym dysku w laptopie, serdecznie tego żałuję, o wszystkich dedykacjach pamiętam! I bardzo dziękuję.

Mam nadzieję, że autorzy powyższych tekstów nie mają nic przeciwko publikacji, sprzeciw proszę o rychły zgłaszać na maila reniwa@wp.pl lub poprzez FB http://www.facebook.com/renata.iwaniec.365

Zdrobnienia imienia Renata:

Ata, Atka, Enia, Eniusia, Nacia, Nacik, Nata, Natka, Niusia, Niutek, Niuśka, Nusia, Re, Redżia, Reggie, Ren, Rena, Renacia, Renaciak, Renacik, Renacisko, Renaciulka, Renaciątko, Renasia, Renate, Renateczka, Renatka, Renatunia, Renatusia, Renatuśka, Renault, Renaś, Rencia, Renciczek, Rencik, Rencina, Rencistka, Renciusia, Renczi, Renczysia, Renczysława, Rene, Renee, Renek, Reni, Renia, Reniaczek, Reniata, Reniatek, Reniek, Renifer, Reniferek, Renik, Renio, Reniolda, Reniona, Reniosław, Renisława, Reniuch, Reniuchna, Reniulek, Reniulka, Reniusia, Reniusieńka, Reniuska, Reniuszka, Reniut, Reniuta, Reniutek, Reniuś, Renka, Reno, Renta, Renula, Renulka, Renunia, Renusia, Renusieńka, Renutek, Renutka, Renuśka, Renówa, Resia, Reń, Reńcia, Reńka, Rita, Roni, Ryna, Ryniek

źródło: http://zdrobnienia.pl/renata.htm

Recenzja “czasem wieszam się z praniem” w “Topos” nr 4 (167)

Renata Iwaniec, czasami wieszam się z praniem, Fundacja Duży Format Warszawa 2018. – Piotr Wiktor Lorkowski

Wiersze dorosłe. Wiersze dla dorosłych. Obcesowe i bezceremonialne. Zmysłowe i cielesne. Tak celne, że zupełnie nie rażą w nich nawet feminizujące zajawki. Po lekturze takich właśnie debiutów ma się poczucie, że prawo do tworzenia poezji konfesyjnej należałoby w pierwszym rzędzie przyznać poetkom oraz poetom odpowiednio dojrzałym. Chodzi mi tu oczywiście o dojrzałość życiową, mierzoną doświadczeniami oraz akceptacją lub sprzeciwem wobec okoliczności w których znalazło się liryczne „ja”.
   U Renaty Iwaniec na plan pierwszy wysuwa się sprzeciw. Zaledwie otworzymy jej zbiorek, a już czytamy: „nie lubię bajek z białą panną w obsadzie/ nie pasuję do romantycznych opowieści” (na ścianie). Przez całą książkę robi wszystko, aby ten pogląd uzasadnić. Podmiotkę popycha do tego własne, silnie rozbudzone poczucie osobności połączone z nieumiejętnością dopasowania się do społecznej roli wzorcowej matki czy kochanki. Liryczna persona nie odrzuca ich bynajmniej, ale gdy w nie wchodzi, zawsze poddaje swoje w nich funkcjonowanie wielostronnej, bezwzględnej często refleksji. Przypomina nam ona, że a szczególnie przeżywanie miłości i śmierci, nie są bynajmniej zjawiskami całkowicie monolitycznymi, integralnymi. Takie zostały dane bohaterce tych wierszy – dalekiej od ideału. Jednym z kluczowych pojęciem dla całego zbioru jest dorastanie. Najbardziej spektakularny jego rodzaj wiąże się z relacją matczyno-córczyną. Dojrzewanie ma tu wymiar wspólnotowy, przy czym dorastają nie tyle osoby, ile właśnie relacja między nimi. Bynajmniej nie bezboleśnie. Nawet samo miano matki budzi w niej opór wynikły z poczucia niedojrzałości (na imię ma Lena), nie tyle nawet do aktualnych obowiązków ile do procesu dorastania potomstwa (zob. pomyślałam o tobie i o kolejnym wierszu), do bolesnego przechodzenia poprzez lęk, dotkliwość, a nawet obrzydliwość, adolescencji (jakie będzie dorastanie). Zajmowało nas dotąd dzieciństwo szczęśliwe, zdrowe. Poezja debiutantki umie wstrząsająco pokazać jego rozpaczliwą, upodloną nieuleczalną chorobą stronę. Gdy przejdziemy się Aleją Dzieci Polskich zrozumiemy, dlaczego skandal niewinnego cierpienia, prowokuje liryczne „ja” do zbuntowanych wyznań na granicy bluźnierstwa.   Z wątkiem rodzicielskim spotyka się w tym debiucie temat umierania, ubywania. Umieranie przedwczesne a powolne, z początku nawet niepostrzeżone, bo rozłożone na dekady (trzynaście jesieni i zim nie wróży zapomnienia), zostało tu przeciwstawione kilku rodzajom śmierci na raz – tak tej fizycznej (tylko w lecie można o zimnych), jak i śmierci uczuć, śmierci miłości i śmierci z miłości, okrywającej osieroconą kochankę, dozgonną żałobą, które to stwierdzenie w kontekście całego tomu, gdzie dość często pobrzmiewa pesymizm, wcale nie wygląda tylko na efektowną retoryczną figurę.     Można by sądzić, że wszystkie te doświadczenia wygasiły w podmiotce tego zbioru wszelką tęsknotę za czułością, za budowaniem trwałych związków z męskim „ty”. Bynajmniej. Tyle, że teraz, choć niekoniecznie wierzy w ideał wiecznej miłości (por. że za dziesięć lat) sam związek postrzega jako przedsięwzięcie dla długodystansowców odpornych na porażki czy komplikacje, gotowych stanąć na wysokości dnia. Spoglądamy na tych dwoje z nadzieją, że im się uda. Bo debiut udał się Renacie Iwaniec bezdyskusyjnie.

źródło:
http://nowelitery.blogspot.com/2019/10/renata-iwaniec-czasami-wieszam-sie-z.html?fbclid=IwAR33t9a2JaCF7bU_fdbNfLxI648BN3aC_hbmtYd5VrfUn9hoz0oi_P4mBJU

w ostatni dzień października

wyczesuję cię z każdym wieczorem

aż mi się włos jeży – na sztorc

nie mogę uwierzyć tylko bujam się

pomiędzy twoją czupryną rozkołysana

(nie ty nie wyłysiałeś to nie była chemia

jedynie strzał w głowę)

głaszczę twoje przedramię

do wysokości łokcia rytmicznie ubywa

to tylko drobne włoski lecą na sterylną podłogę

ku świętej pamięci pif paf pi pi/j na dobranoc

dech z respiratora: „niech mu ziemia lekką będzie”

serce dwudziestotrzyletnie nieprędko umiera

dłuży się w mózgu dostałeś z prawej

a moja lewa wyobraźnia wciąż mnie uwiera

Są samotne gdy nie ma nic do pisania

na czarnym niebie zamglone w wieczory pękają
od nudy łażą po głowie z powrotem przy każdym
rozstaniu łaszą się smutkiem ubrane
w obszerne sukienki za krótkie
by dotknąć zimy

rosną jak włosy zbyt długie by je napisać
rozsiewają się jak grzyby w sezonie myśli
pędzą z wersem i płyną i wracają
po zmięte kartki

wygasłe kilka wątków nieprzepisanych
ulotne niczym słowa niezatrzymane momentem
topnieją w myślach jak śnieg na krawędzi

nigdy nie są białe

Nie lubię pestek w winogronach

nie lubię pestek w winogronach

 

pomyślałam o czymś  czystym i bez przeszłości o zerwaniu

nie nie jabłka nie myślałam o jabłku ale kiści winogrona

czyichś ramionach jak pnącze o przytulaniu i wiciu się

powolnym smakowaniu deszczu wietrze i kiści winogrona

soku na ustach i kropli

 

myśli realizacji dążeniu i twórczości  działaniu i mijających

wagonach wina o butelce z wróżbą z chińskich ciasteczek

okularach i rozbitych promieniach słońca na szkle i o tęczy

pomyślałam

i wzięłam mój świat w dłonie

 

o nim najrzadziej myślę

przy tęczy żywnej  w niej czerwieni

w żyznym jej kolorze i żwawej kolorystyce

i płynnej  materii w przepływie i bulgotaniu

 

pomyślałam o kwaśnych  winogronach

Bukowskiego

 

Uwielbiam ten wiersz:

 

kwaśne winogrona” – Charles Bukowski (Światło błyskawicy za górą)

 

dla mnie to koniec, powiedział, straciłem to.
może nigdy tego nie miałeś, odpowiedziałem.

och, miałem, odrzekł.
skąd możesz wiedzieć że miałeś?
takie rzeczy się wie, powiedział, i już.
cóż ja nigdy tego nie miałem, powiedział mu.
to kurwa źle, odrzekł.
co źle? spytałem.
to kurwa źle że nigdy tego nie
miałeś, odpowiedział.
wcale nie czuję się źle że nigdy tego nie
miałem, powiedziałem.
rozumiem, powiedział, a teraz idź
i już zostaw mnie samego.
jak uważasz, powiedziałem, i przesiadłem się o jeden
stolik dalej.
siedział tam tak gapiąc się w swojego
drinka.
nie wiem co takiego stracił ale jeśli
ja nigdy tego nie miałem a on to stracił,
to wyglądało na to że jedziemy na tym samym
wózku.
doszedłem do wniosku
że niektórzy ludzie robią z wszystkiego
wielkie halo i
skończyłem drinka i wyszedłem
stamtąd.

 

Żeby poczuć równowagę

“żeby poczuć równowagę”

mogłabym rozwinąć nie słowem  
a odlecieć gładkim poszyciem
po mchu skojarzeń roznosisz mnie jak zapach
grasz owszem zgrabnie z ulotnym zachwytem
zrywam kwiatki i pokosy trawy

jestem zielona nie wiem gdzie chodzisz
ubrana w dotyk gołych stóp zbłąkanych w rosie

Przekrój dwóch planet

bo w tobie jest tylko księżyc
wspinam się po rozsianych gwiazdach do światła   
które roztacza blask nie ciepło a złudzenie

pragnę dotknąć promieni
moja mleczna droga jest krainą mroku
drąży ścieżkę co błyszczy tylko w wyobraźni
ten sztuczny połysk
glanc przed – po zamydlenie

a jeśli mężczyzna to tylko noc
poświata w wilgotnej pościeli
rozsiewa ziarno
światło rośnie w kobiecie

 

obraz: http://www.etam.pl/