Jak każde dziecko zaczynałam od zabawy słowem, potem to słowo zaczęło nabierać kształtów wyrazu. Moje pierwsze wyrażanie, objawiało się niepłynną prozą, a “znamionami” wiersza. Długo czasu minęło zanim sobie to uświadomiłam. Teraz kiedy sięgam do swojego pierwszego pamiętnika nastolatki, wszystko układa się w prostą dość przerywaną nieaktywnością drogę. Jak każda droga ma swoją historię i zaczyna się od wydeptanej ścieżki, potem dość utwardzonej gleby, która w pewnym momencie staje się poniekąd drogą publiczną, i w tym miejscu znajduje się moja pierwsza publikacja z inicjatywy Ewy Świąc, która zaintrygowana moimi wierszami postanowiła kilka z nich umieścić na stronie www.gender.pl. Daleko mi do drogi choćby wysypanej żużlem, niemniej to wydarzenie uświadomił mi, że może moje wiersze dają radość, smutek, refleksję, jednym słowem pobudzają, intrygują? i są wartością z którą można się podzielić i współuczestniczyć w odczuwaniu świata. Poniżej wiersze opublikowane 07/03/2011 na stronie ŚLĄSKIEJ STREFY GENDER http://www.gender.pl/readarticle.php?article_id=148
ciałowiersz
cała jestem dziergana wierszem
w białe koronki
pociągasz mnie rozfruwam się
odkrywam piersi uda
otwieram oczy
przeszywasz mnie o wzrok
(ot)daje się
(od)puszczam na bok
na lewy nieprawy
strofujesz? nie stro(fuj)
lubię grać
na zielonym siedzę bujam
pomiędzy szpilkami paruje
rozchylę wspomnień kolana
nie narzucam się z powrotem na szyję
rozdrapuję oddech wyobraźni nigdy nie byłeś
pomiędzy udam i zmęczona jestem czekaniem
dopisz mnie oddechem na sercu czuję
i na piersi każdym zmysłem wyobraźni
targnij słowem w moje
uda ci się wskrzesić wilgoć
chciałoby się
wycofać skreślić wymazać
albo wziąć i okiełznać
było pozą
poza prawdą
ot, długo dłuży się borykaniem
zaprzestaje we dwoje
przy. stoi odejść
niebo przystaje. odkleiło się
w przykrość
od staje razem
po pół
chciałoby się
wycofać skreślić wymazać
albo wziąć i okiełznać:
było pozą
poza prawdą
ot, długo dłuży się borykaniem
zaprzestaje we dwoje
przy. stoi odejść
niebo przystaje. odkleiło się
w przykrość
od staje razem
po pół
>>szkoda, że nie wyjechałem do Ameryki… chociaż może jednak lepiej, że zostałem… ale z drugiej strony, gdybym wyjechał, byłbym bogaty>>
“Wielu ludzi tylko pozornie żyje tu i teraz, w rzeczywistości są mieszkańcami odległych czasów. Jedni żyją pięć lat temu, inni dwadzieścia albo nawet pięćdziesiąt”
Irena Kwiatkowska
mija kolejna zima, a ty jesteś wciąż ciepły
ziemia roztapia wspomnienia
patrzę na niego i nie wiem z kim jestem
przecież umarłeś w 1996
wiesz ta joga to nic nie pomaga
te poranki: cisza i skupienie. oddechem
jestem rozbiegana po innych
gdybyś był obok byłabym lekka
bez ciała i lepkich dotyków
bez ciężkich pytań: a może ten drugi
wciąż szukam w nim jego
bo oni wszyscy byli inni
chciałabym się zatrzymać tu i teraz
bez. tylko dla mnie roznosi zapach
jest zima
poryw(a)rozsądek
moglibyśmy płynąć po gładkiej tafli
niebieską kreskę co łączy blisko i dalej
szybować na fali
unosząc biodra czuję twoją chwytliwość
po zmysłach suniesz
biało a szary dźwięk
mewy krzyczy nic nie jest ważne
zatapiamy się po wilgotnych głębiach
zatracając pomiędzy słońcem a łodzią
za Nim zatopię się
czuję kotwicę na prawej
hiszpańskie błękity
w niebieskie oczy spoglądasz
niżej celebrując rozmiar d uże
bez sztucznych rzęs
więc patrzysz się głębiej
myśląc że jesteś wewnątrz mnie
i tak blisko nazwę miłość
imieniem spontanicznie
czuję potrzebę zbliżenia
wspólnym językiem dotykasz
pomiędzy nami drżę uda jąc
że nie mówię o seksie
wciąż myślę i ponad statystycznie częściej
chcę mięć cię w niebieskim niebie
pagórki bujają moje dwa i twoje
ja ja
brnę niezaspokojona proszę o jeszcze
uzupełnienie dziur w wierszu
inna
ona wcale nie była inna
poróżniła. chłodniejszym spojrzeniem
zapierała. oddech mój zawsze był szybszy
buchał zbyt gorąco
ona nie była jedna to ja byłam jedyna
te wszystkie słowa za gładko za szybko
ona jest dłuższa do zdobycia
nie weźmiesz jak płaszcz który czeka wiernie przy drzwiach
ona jest wystawą na martwych manekinach
więc weszłam
leżałeś ze zdziwioną miną
ona była niewinna ona chciała być tylko inna
żeby poczuć równowagę
mogłabym rozwinąć nie słowem
a odlecieć gładkim poszyciem
po mchu skojarzeń roznosisz mnie jak zapach
grasz owszem zgrabnie z ulotnym zachwytem
zrywam kwiatki i pokosy trawy
jestem zielona nie wiem gdzie chodzisz
ubrana w dotyk gołych stóp zbłąkanych w rosie
kiedy poczujesz adrenalinę
mam czterdzieści dwa szwy (dwanaście nad pępkiem)
nie licząc tych podwójnych na wysokości wzgórka
przetoczyły się cztery transfuzje czerwonych
niewątpliwie to ogromna transformacja
nie zatonęłam po atonii – ulewało się pulsem
z szyjki na rzeź dzieciątka
zastygły marmurek lat dziewięć – głębokie upośledzenie
tylko strzał w główkę raz z borni
i niejednokrotnie z drenów
chciałabym nie być
chciałabym zasnąć*
*„Zapomnijcie o nas” – Tadeusz Różewicz