wyczesuję cię z każdym wieczorem
aż mi się włos jeży – na sztorc
nie mogę uwierzyć tylko bujam się
pomiędzy twoją czupryną rozkołysana
(nie ty nie wyłysiałeś to nie była chemia
jedynie strzał w głowę)
głaszczę twoje przedramię
do wysokości łokcia rytmicznie ubywa
to tylko drobne włoski lecą na sterylną podłogę
ku świętej pamięci pif paf pi pi/j na dobranoc
dech z respiratora: „niech mu ziemia lekką będzie”
serce dwudziestotrzyletnie nieprędko umiera
dłuży się w mózgu dostałeś z prawej
a moja lewa wyobraźnia wciąż mnie uwiera