na czarnym niebie zamglone w wieczory pękają
od nudy łażą po głowie z powrotem przy każdym
rozstaniu łaszą się smutkiem ubrane
w obszerne sukienki za krótkie
by dotknąć zimy
rosną jak włosy zbyt długie by je napisać
rozsiewają się jak grzyby w sezonie myśli
pędzą z wersem i płyną i wracają
po zmięte kartki
wygasłe kilka wątków nieprzepisanych
ulotne niczym słowa niezatrzymane momentem
topnieją w myślach jak śnieg na krawędzi
nigdy nie są białe