w ostatni dzień października

wyczesuję cię z każdym wieczorem

aż mi się włos jeży – na sztorc

nie mogę uwierzyć tylko bujam się

pomiędzy twoją czupryną rozkołysana

(nie ty nie wyłysiałeś to nie była chemia

jedynie strzał w głowę)

głaszczę twoje przedramię

do wysokości łokcia rytmicznie ubywa

to tylko drobne włoski lecą na sterylną podłogę

ku świętej pamięci pif paf pi pi/j na dobranoc

dech z respiratora: „niech mu ziemia lekką będzie”

serce dwudziestotrzyletnie nieprędko umiera

dłuży się w mózgu dostałeś z prawej

a moja lewa wyobraźnia wciąż mnie uwiera

Są samotne gdy nie ma nic do pisania

na czarnym niebie zamglone w wieczory pękają
od nudy łażą po głowie z powrotem przy każdym
rozstaniu łaszą się smutkiem ubrane
w obszerne sukienki za krótkie
by dotknąć zimy

rosną jak włosy zbyt długie by je napisać
rozsiewają się jak grzyby w sezonie myśli
pędzą z wersem i płyną i wracają
po zmięte kartki

wygasłe kilka wątków nieprzepisanych
ulotne niczym słowa niezatrzymane momentem
topnieją w myślach jak śnieg na krawędzi

nigdy nie są białe

Nie lubię pestek w winogronach

nie lubię pestek w winogronach

 

pomyślałam o czymś  czystym i bez przeszłości o zerwaniu

nie nie jabłka nie myślałam o jabłku ale kiści winogrona

czyichś ramionach jak pnącze o przytulaniu i wiciu się

powolnym smakowaniu deszczu wietrze i kiści winogrona

soku na ustach i kropli

 

myśli realizacji dążeniu i twórczości  działaniu i mijających

wagonach wina o butelce z wróżbą z chińskich ciasteczek

okularach i rozbitych promieniach słońca na szkle i o tęczy

pomyślałam

i wzięłam mój świat w dłonie

 

o nim najrzadziej myślę

przy tęczy żywnej  w niej czerwieni

w żyznym jej kolorze i żwawej kolorystyce

i płynnej  materii w przepływie i bulgotaniu

 

pomyślałam o kwaśnych  winogronach

Bukowskiego

 

Uwielbiam ten wiersz:

 

kwaśne winogrona” – Charles Bukowski (Światło błyskawicy za górą)

 

dla mnie to koniec, powiedział, straciłem to.
może nigdy tego nie miałeś, odpowiedziałem.

och, miałem, odrzekł.
skąd możesz wiedzieć że miałeś?
takie rzeczy się wie, powiedział, i już.
cóż ja nigdy tego nie miałem, powiedział mu.
to kurwa źle, odrzekł.
co źle? spytałem.
to kurwa źle że nigdy tego nie
miałeś, odpowiedział.
wcale nie czuję się źle że nigdy tego nie
miałem, powiedziałem.
rozumiem, powiedział, a teraz idź
i już zostaw mnie samego.
jak uważasz, powiedziałem, i przesiadłem się o jeden
stolik dalej.
siedział tam tak gapiąc się w swojego
drinka.
nie wiem co takiego stracił ale jeśli
ja nigdy tego nie miałem a on to stracił,
to wyglądało na to że jedziemy na tym samym
wózku.
doszedłem do wniosku
że niektórzy ludzie robią z wszystkiego
wielkie halo i
skończyłem drinka i wyszedłem
stamtąd.

 

Żeby poczuć równowagę

“żeby poczuć równowagę”

mogłabym rozwinąć nie słowem  
a odlecieć gładkim poszyciem
po mchu skojarzeń roznosisz mnie jak zapach
grasz owszem zgrabnie z ulotnym zachwytem
zrywam kwiatki i pokosy trawy

jestem zielona nie wiem gdzie chodzisz
ubrana w dotyk gołych stóp zbłąkanych w rosie

Przekrój dwóch planet

bo w tobie jest tylko księżyc
wspinam się po rozsianych gwiazdach do światła   
które roztacza blask nie ciepło a złudzenie

pragnę dotknąć promieni
moja mleczna droga jest krainą mroku
drąży ścieżkę co błyszczy tylko w wyobraźni
ten sztuczny połysk
glanc przed – po zamydlenie

a jeśli mężczyzna to tylko noc
poświata w wilgotnej pościeli
rozsiewa ziarno
światło rośnie w kobiecie

 

obraz: http://www.etam.pl/

 

Ogólnopolski strajk Kobiet

“Aleja Dzieci Polskich 20, Warszawa”

na imię miał Adaś i rączek nie ogarniał 
z rzemyka uplotła mama
pasek do łóżeczka przywiązała
by paluszków nie odgryzł
głupi Adaś

Martynka kołeczek na baczność
niczym porcelanowa lalka czarne kręcone
włosy i myśli postradała gdy pękła agrafka
z szytego serca rozpruła się głowa
cała w dziurki i płacze bez łez
mózg się rozkleja łkaniem
jeszcze niezakopana trumienka
Martynka drewniana

tu bóg się nie przechadza
po łysych główkach nie pogłaszcze
w metalowych kołyskach ból przytula
przez przewód po oddech
po czekoladę prosto do brzuszka
i rurki nie z kremem do wydalania
zamknięte w foliowych workach
fekalia boga

______________________________________________

wiersz z autopsji, z życia wzięty, a postacie nie są fikcyjne.

W kalejdoskopie

zakładanie i rozbieranie każdej możliwej opcji

spontaniczne zmienianie dat i wersji

wersów

 

uboczne przebywanie na jednej z wysp

na której zaparkowaliśmy nasze

dzieci jak najwyższej klasy auta

 

wpadaliśmy na siebie niczym gwiazdy

ubrania zrywały się jak kwiaty na łące

a morze zabierało nam maski

 

z ostatnich wakacji naszego dziecka

my zawsze wyglądaliśmy za  prawdą

jeszcze raz skłamię

 

 

 

obraz: Internet

Ruchome schody wkręcają mnie za włosy

“ruchome schody wkręcają mnie za włosy”

do góry łaszą się jak kotka
wyczesują do dna skotłowane myśli
błądzą zatrzymanym oddechem i muśnięciem
po włosach

w zlewie w umywalce nigdy nie na głównym ekranie
regularnie wplątują: nic się nie stało
czasem wieszają się razem z praniem

obraz: Flora Borsi “Ekstrakcja”